Radoslaw Purski Radoslaw Purski
410
BLOG

Obraz, który podpala

Radoslaw Purski Radoslaw Purski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Brzmi to nieprawdopodobnie, ale ponoć otaczają nas przedmioty nafaszerowane czarną magią.

Obciążone klątwą nieznanego pochodzenia niosą niepokój, sieją strach, powodują cierpienie a nawet śmierć.

Nawet zwykła łyżeczka do herbaty może okazać się podejrzana a nić dentystyczna i telefon komórkowy wyjątkowo niebezpieczne.

Można się zastanawiać czy to opowieść z tego świata czy tylko fikcja literacka rodem z książki o Harrym Potterze.

Ta niepokojąca historia rozpoczyna się w domu pewnego nieznanego hiszpańskiego malarza.

Człowiek ten zapragnął któregoś dnia uwiecznić na płótnie podobiznę osieroconego chłopca.

Wkrótce po ukończeniu dzieła pracownia artysty spłonęła w niewyjaśnionych okolicznościach a sam model i główny bohater portretu zginął tragicznie w wypadku samochodowym.

Obrazek, nazywany potocznie „Płaczącym chłopcem”, trafił do masowej produkcji a jego kopie pojawiły się na półkach sklepów w Wielkiej Brytanii.

W tym samym mniej więcej czasie, latem i jesienią 1985 roku, Anglię nawiedziła plaga pożarów.

Strażacy w Surrey, Kilburn, Leeds, Nottingham, Herringthorpe, Oxford i Norfolk mieli pełne ręce roboty ujarzmiając żywioł i walcząc z jego skutkami.

Konsekwentnie sporządzane raporty pozwoliły po pewnym czasie na odkrycie  zadziwiającej prawidłowości.

W którymś momencie zorientowano się bowiem, że w każdym z pomieszczeń gdzie wybuchał ogień, znaleziono taki sam przedmiot – tanią reprodukcję przedstawiającą płaczące dziecko płci męskiej.

Nie byłoby w tym jeszcze nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za każdym razem, bez wyjątku, obrazek pozostawał nietknięty.

Biegli nie byli także często w stanie jednoznacznie, bądź tez w ogóle, określić przyczyn pożarów.

Pogorzeliska dymiły a straż pożarna odnajdywała coraz to nowe, nienaruszone kopie „Płaczącego chłopca” mimo, iż zgodnie z logiką rozwoju wypadków, powinien był on stuprocentowo paść ofiarą płomieni.

Nieprawdopodobny zbieg okoliczności?

Sprawa została nagłośniona, między innymi, przez strażaków, którzy brali udział w akcjach.

Peter Hall z Yorkshire opowiedział w lokalnej rozgłośni radiowej o znaleziskach wśród zgliszczy.

Brat bohatera audycji postanowił natomiast zrobić mały eksperyment naukowy i celowo przyniósł do swojego mieszkania jedną z kopii. Wkrótce potem wybuchł pożar a „Chłopiec” wyszedł z niego jak zwykle bez szwanku.

 „…wiszący w pokoju dziennym Płaczący chłopiec ocalał, a obrazy wiszące po obu jego stronach strawił ogień…”

Po ukazaniu się pierwszych artykułów na temat tajemniczego fenomenu linie telefoniczne redakcji gazet rozgrzały się do czerwoności - setki osób posiadających kopie "Płaczącego chłopca" donosiło o podobnych zdarzeniach.

Płonęły niekiedy całe rodzinne galerie, zdarzały się również przypadki oparzeń i konieczność hospitalizacji.
Jedna z gazet w Shropshire, po pożarze domu należącego do byłego strażaka Freda Trowera z Telford, zasugerowała nawet zorganizowanie akcji, w czasie której czytelnicy masowo paliliby kopie obrazu w noc Guya Fawkesa.

Przedstawiciele służb ratunkowych, poproszeni o skomentowanie narastającej histerii, nie zgodzili się na rozmowę.

Stanowczo odradzili natomiast organizację średniowiecznych igrzysk i palenie reprodukcji na stosach.

Mimo, iż większość obywateli doniesienia o pożarach potraktowała jako swoistą rozrywkę na czas trwania sezonu ogórkowego, wiele osób poddało się ogólnej psychozie i przechodziło trwające miesiącami załamanie nerwowe, wierząc, że "duch" obrazu stale ich prześladuje.

Mało tego - obwiniano obraz o zesłanie nieszczęść bądź też spowodowanie śmierci  członków rodziny.

Pewna kobieta z Leeds była święcie przekonana, że portret ponosi odpowiedzialność za śmierć jej męża i trzech synów a niewiasta nazwiskiem Woodward z Forest Hill w Londynie twierdziła, że jest przyczyną śmierci jej syna, córki, męża i matki, którzy zginęli w oddzielnych i niepowiązanych ze sobą pożarach.

Ludzie zaczynali wierzyć, że każda kopia obrazu jest obciążona straszliwą klątwą.
Atmosferę podgrzewały wypowiedzi osób bezpośrednio zaangażowanych w wypadki:

„Aż do tej chwili nie wierzyłem w te wszystkie historie o przedmiotach sprowadzających nieszczęście. Jednakże jeśli w strawionym przez pożar pokoju znajduje rzecz, która jako jedyna nie została zniszczona, to jest to coś bardzo dziwnego”

Okazywało się tez, że „Chłopiec” jest w stanie działać niszczycielsko nawet na odległość.

Ba! Że być może nawet „myśli” a co najmniej ma „świadomość” tego co dzieje się wokół.

12 października 1985 roku Malcolm Vaughan z Church Down w Gloucestershire pomógł sąsiadowi zniszczyć posiadaną przez niego kopię obrazu. Warto zaznaczyć, że obaj panowie udali się w tym celu w oddalone a ustronne miejsce. Po powrocie Vaughan zobaczył płomienie buchające z okna sąsiedniego budynku, a strażacy wezwani na miejsce zdarzenia nie byli w stanie ustalić przyczyn pożaru.

Kilka tygodni później w tajemniczym pożarze w Weston-Super-Mare w North Somerset śmierć poniósł, mieszkający samotnie, sześćdziesięciosiedmioletni William Armitage. Obok jego zwęglonego ciała znaleziono nietkniętą przez ogień kopię obrazu. Była to pierwsza śmiertelna ofiara "Płaczącego chłopca".

Relacje gazet stawały się wręcz monotonne a doniesienia o kolejnych pożarach i zadziwiających znaleziskach mnożyły się konsekwentnie i napływały również spoza granic Anglii.

Sygnały o podobnych wypadkach dochodziły m.in. ze Stanów Zjednoczonych.

Mimo usilnych starań nie udało się jednak dotrzeć do żadnych informacji podsumowujących w jakikolwiek sposób tą przedziwną historię.

Tak jak nagle pojawiła się w relacjach mediów tak szybko zniknęła.

Powoli zapomniano o klątwie a wiele pytań do dzisiaj pozostaje bez odpowiedzi.

Nie wyjaśniono bowiem nigdy kto był autorem malowidła, kim jest chłopiec na płótnie ani nie rozwikłano tez zagadki zadziwiających zbiegów okoliczności.

Temat jest jednak wciąż żywy i budzi zainteresowanie - istnieją strony internetowe traktujące o fenomenie a także obszerne fora internetowe.

Ludzie surfujący po sieci odkrywają niekiedy z przerażeniem, że  np. prezent urodzinowy, który ostatnio otrzymali to właśnie ów słynny „Płaczący chłopiec”.

Okazuje się też, że kopie „Chłopca” wiszą na ścianach domów w Polsce.

Czy cała historia została jedynie sprytnie wykreowana przez media by przyciągnąć uwagę czytelników i podbić sprzedaż w okresie sezonu ogórkowego?

Czy to może po prostu wynik łatwowierności, autosugestii lub zbiorowej histerii?

Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z działaniem sił nadprzyrodzonych?

Warto zauważyć, że to nie jedyny taki wypadek gdy przedmiot artystyczny budzi niepokój lub prowokuje dziwne wydarzenia.

W lutym 2000 roku na ebay.com pojawił się obraz określany mianem „nawiedzonego”.

Płótno zatytułowane "The Hands Resist Him" powstało w 1972 roku a jego autorem jest amerykański malarz, grafik, pisarz i poeta William Stoneham.

Jak sam mówi, nie ma bladego pojęcia w jaki sposób jego dzieło może powodować stany lękowe.

Kluczowe elementy malowidła to chłopiec, lalka i szyba a całość stanowi odniesienie do idei zbiorowej nieświadomości szwajcarskiego psychiatry Carla Gustava Junga.
Wokół "The Hands Resist Him" krąży wiele osobliwych historii.

Jest ponoć potwierdzone, że założyciel galerii, w której po raz pierwszy wystawiono obraz, umarł w tajemniczych okolicznościach.

Taki sam los spotkał później człowieka, który jako pierwszy opisał obraz w jednym z katalogów.

Widzowie, którzy się z nim zetknęli, dostawali zawrotów głowy, niekiedy mdleli a wielu z nich widziało postaci z obrazu pojawiające się w mieszkaniach.

A dzieci, które nań spojrzały, natychmiast zaczynały płakać.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości